Budżet marketingowy w Norwegii i Danii.

Kluczowym pytaniem podczas rozmów z klientami chcących podbić lub zaistnieć w Skandynawii jest – „Ile za to zapłacimy”. Odpowiedź w ciemno w kilku żołnierskich słowach brzmi – „wstępnie nie mniej niż tysiąc złotych miesięcznie”. I jest to kwota startowa, gdyż wiele firm nie posiada w swoich szeregach osób mówiących po norwesku czy duńsku, nie są w stanie zredagować newsów na stronie czy profilach społecznościowych, nie mają doświadczenia niezbędnego do kontaktu z klientem – wymagającym nie anglojęzycznej obsługi – lecz osoby która rozumie ich język – nie język przysięgłych tłumaczy – którzy nie mają pojęcia o języku natywnym, mentalności i oraz obsługi w ich ojczystym języku ( obsł. po sprzedażowa)  – . Często spada to na nasze barki zwiększając koszty obsługi.

marketing-norwegia

Nie posiadając takiej kwoty w miesięcznym budżecie można sobie dać spokój z sensownym marketingiem internetowym, stabilnym pozycjonowaniem w Norwegii czy Danii. Koszty pozyskiwania ruchu z miejsc które taki ruch dostarczają są droższe niż w Polsce około czterokrotnie.  Średni koszt artykułu o firmie X w dość popularnym blogu to koszt około 1500 – 3500 tysiąca złotych. I nie są to blogi mainstreamowe z pierwszej setki.

Warto zatem wcześniej przygotować odpowiedni budżet, który pozwoli spokojnie przebrnąć przez początkowe etapy marketingu online:  budowę wizerunku obcej marki, zaufanie, stworzenie treści przez native speakerów, nie z biur tłumaczeń z Polski, bo 90% polskich tłumaczy pisze w językach skandynawskich myśląc jak Polak, a to potężny błąd i niestety nagminny. Ważna tutaj jest regularność odpowiednich działań marketingowych, ich jakość oraz stabilność, co jest dla nas najważniejszym elementem.

Bardzo często obserwując naszą konkurencje w kraju X czy Y widoczne są „katapultowe skoki” na wysokie pozycje jednak po miesiącu działa grawitacja czyniąc swoją funkcję – mocne pikowanie w dół. Zdajemy sobie sprawę, że może to być wywołane naciskami klientów oczekujących szybkich efektów, na wczoraj i najczęściej jest to wywołane bardzo niskim budżetem, niską odpowiedzialnością  i brakiem wiedzy po obu stronach.  Zakładając ze Pan X chciałby zwojować rynek meblarski w Danii czy Szwecji, bądź sprzedać okna i drzwi – wydając 500 pln/mc czyli 125$  – kierunek jest tylko jeden – Indie – kupowanie niskiej jakości linków – które po wydaniu 6000 tys w ciągu roku dadzą nic.

Zatem jeżeli Pan X – tak widzi model biznesowy działań marketingu online, lepiej będzie się zgłosić do skandynawskich dużych graczy z danej branży z oferta na zindeksowanie produktu, czy to w sklepie online czy stacjonarnej sieciówce – koszta kilkadziesiąt  tysięcy per EAN, retro kwartalne i mega długie terminy płatności. Ot rzeczywistość jak w Polsce.

Zachęcam zatem do przemyślanych i mądrych wyborów, gdyż często jest to współpraca na lata, a warto pracować z kimś kto ma pojęcie o tym co robi, a jego działania dają konkretny zwrot inwestycji.